Tekst o tym jak wycinali mi mięśniaka macicy w Bahrajnie napisałam dla Portalu emigracyjno- podróżniczego Polki na Obczyźnie.
Podczas wizyt w Polsce zawsze mam do załatwienia wiele spraw urzędowych, czasem również zdrowotnych. W zależności od kraju i od ubezpieczenia zapewnionego przez aktualnego pracodawcę, decydujemy, czy do lekarza pójść w Polsce czy za granicą. Mniej więcej w połowie zeszłego roku przeprowadziliśmy się z Beninu w Afryce Zachodniej do Bahrajnu na Półwyspie Arabskim. Po kilku latach posuchy znowu dostaliśmy kontrakty z dobrym ubezpieczeniem, więc podczas pobytu w Warszawie wybrałam się na rutynowe badania. Mama (emerytowana lekarka) ostrzegała, że kto szuka, ten znajdzie, ponieważ zdrowi ludzie nie istnieją. Miała rację.
Zdiagnozowano u mnie dorodnego mięśniaka macicy, mniej więcej dziesięć na dziesięć centymetrów.
Ginekolog dziwił się, że nie czułam dyskomfortu w podbrzuszu. Czułam, tylko go zbagatelizowałam. Podczas jogi bolał mnie brzuch i odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Jeśli chodzi o uciążliwe wzdęcia, moja lekarka w Beninie zrzuciła je na karb gorącego klimatu, zmiany stylu odżywiania i życia. Wyjaśnienia te przyjęłam dość sceptycznie, zwłaszcza, że intuicja mi podpowiadała, że przyczyną tych dolegliwości był jakiś pasożyt. Aż tak bardzo się nie pomyliłam. Mięśniak tuczył się i coraz bardziej rozpychał, powodując ucisk na sąsiednie narządy.
– Tak dużego mięśniaka należy jak najszybciej usunąć – oznajmił ginekolog, przeglądając wolne terminy w kalendarzu. – Wyciągnę go laparoskopowo, będzie pani kilka dni w szpitalu, a potem dwa tygodnie na zwolnieniu, ale najpierw musi się pani zaszczepić na żółtaczkę…
– Pojutrze wracam do Bahrajnu – przerwałam. Ginekolog spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Czy ma pani stuprocentową pewność, że tamtejsza służba zdrowia jest godna zaufania? W szpitalach jest czysto? Czy mają równie nowoczesny sprzęt jak u nas w Polsce? Na pani miejscu bym nie ryzykował – próbował zatrzymać klientkę.
Za długo mieszkam za granicą, żeby czuć potrzebę wyjaśniania realiów krajów, w których akurat przebywam. Bahrajn, jak reszta państw Zatoki Perskiej, ma nowoczesne, znakomicie wyposażone szpitale, lecz nie zamierzałam nikogo do tego przekonywać. – Skonsultuję sprawę z rodziną i dam znać – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Operacja?! Tylko nie w Polsce! – unisono wykrzyknęli rodzice. – Zrób ją tam, gdzie będziesz czuła się bardziej komfortowo – doradził mi ze spokojem Saqib. – Jeśli wybierzesz Polskę, to przylecę.
Mimo że od początku skłaniałam się ku Bahrajnowi, szalę przeważyły liczne ostrzeżenia koleżanek, że w Polsce, nawet przy najdrobniejszych komplikacjach, operacja może skończyć się usunięciem macicy. U kobiet pod czterdziestkę narząd ten uchodzi za zbędny, jak drugi wyrostek robaczkowy. Zresztą taki pogląd panuje w wielu krajach Zachodu. W USA rocznie przeprowadza się 600 tysięcy histerektomii (operacja usunięcia macicy). Szacuje się, że dziewięćdziesiąt procent wykonuje się niepotrzebnie, z czystej chęci zysku. Choć nie planujemy dzieci i jestem nieco przed czterdziestką, z macicą nie zamierzałam się rozstawać. Spodziewałam się, że w muzułmańskim kręgu kulturowym narządy rodne mogą cieszyć się większą estymą.
Po wykonaniu zleconych badań: USG oraz rezonansu magnetycznego miednicy, udałam się z Saqibem do lekarza.
– Ile lat jesteście po ślubie? – rozpoczął ginekolog. Na Półwyspie Arabskim seks pozamałżeński jest wykroczeniem karalnym. Zanim jednak to sobie przypomniałam, ochoczo wyjaśniłam, że razem dziesięć lat, a po ślubie siedem.
– Ile razy próbowaliście zajść w ciążę? – padło kolejne rutynowe pytanie, bo w tej części świata stan cywilny zmienia się w wiadomym celu.
– Nigdy – odpowiedzieliśmy z niekrytą satysfakcją, bo tyle lat bez wpadki to jest chyba pewne osiągnięcie. Pielęgniarka hinduskiego pochodzenia nie podzieliła naszego entuzjazmu. Obrzuciwszy przeciągłym spojrzeniem najpierw Saqiba, a potem mnie, pomyślała pewnie: Tym białym kobietom to rzeczywiście tylko jedno w głowie!
Dalszą część tekstu możecie przeczytać na Portalu Polki na Obczyźnie.
Zapraszamy!