26 lutego minął rok, odkąd w Bahrajnie oficjalnie zaczęła się pandemia, zamknięto szkoły i zaczęłam uczyć zdalnie. Ale podejrzewam, że Covid-19 dotarł do nas z Iranu już w styczniu 2020, bo właśnie wtedy kilka osób w pracy zachorowało. Byliśmy przekonani, że była to grypa sezonowa, ponieważ wtedy jeszcze nikt nie traktował koronawirusa zbyt poważnie. Poza tym w tej części świata byliśmy przyzwyczajeni do koronawirusów. Od 2012 roku na Półwyspie Arabskim regularnie wybuchały epidemie Bliskowschodniego zespołu niewydolności oddechowej (MERS-CoV), odzwierzęcego koronawirusa o śmiertelności sięgającej 36%. Kiedy w latach 2014 – 2017 pracowałam w Arabii Saudyjskiej kilku znajomych chorowało na MERS-CoV. A kolega z pracy zaraził się poprzez wypicie wielbłądziego mleka. W 2015 roku przebywający w Arabii Koreańczyk zaraził się wirusem drogą kropelkową i po powrocie do Korei Południowej zaraził 64 osoby, z których 5 zmarło. Pewnie to doświadczenie spowodowało, że Korea Południowa tak znakomicie poradziła sobie z obecną pandemią.
Przyznam, że sama również nie obawiałam się zbytnio kolejnego koronawirusa. Poza tym byłam przyzwyczajona do tego, że w krajach, w których mieszkałam, co jakiś czas wybuchały epidemie. Kiedy w 2009 roku zaczęłam pracować w Hanoi, akurat panowała tam epidemia cholery, która rozpoczęła się w ubojni psów. Wkrótce potem wybuchła epidemia świńskiej grypy H1N1. Wszystkim uczniom i nauczycielom mierzono przed szkołą temperaturę, jeśli uznano nas za zdrowych ze stemplem na dłoni mogliśmy wejść do środka. Jeśli ktoś zaczął mieć objawy był natychmiast odsyłany do domu. Wkrótce epidemia sama wygasła, więc spodziewałam się, że tym razem będzie podobnie.
Aż sama nie zachorowałam
Zachorowałam w połowie lutego 2020 roku, nigdy nie zrobiono mi testu, ponieważ wirus oficjalnie dotarł do Bahrajnu dopiero dwa tygodnie później. Objawy z początku do złudzenia przypominały malarię, którą przechodziłam w 2018 roku w Beninie w Afryce Zachodniej. Miałam gorączkę, bolało mnie całe ciało i nie miałam siły podnieść się z łóżka – ten ostatni objaw skłonił mnie do tego, żeby zebrać siły i pójść zrobić sobie test na malarię. Choć wynik był negatywny, czułam się coraz gorzej. Dostałam zwolnienie, leżałam w łóżku, zaczęły się duszności, kaszel, utrata węchu i smaku, które jeszcze wtedy nie były uważane za oznaki Covid-19. W tym samym czasie w pracy zachorowały jeszcze dwie osoby, wszyscy mieliśmy podobne objawy. Wszyscy też dzwoniliśmy pod numer infolinii Ministerstwa Zdrowia w Bahrajnie, ale zapewniono nas, że mamy grypę sezonową. Po niespełna dwóch tygodniach, gdy oficjalnie potwierdzono pierwszy przypadek, sytuacja diametralnie się zmieniła. Z dnia na dzień zamknięto szkoły, dwa tygodnie później restauracje, siłownie i galerie handlowe.
I zaczęło się masowe testowanie na Covid-19
Liczba mieszkańców Bahrajnu to około 1 700 000, czyli nieco większa niż populacja Warszawy. Do tej pory w Królestwie wykonano ponad trzy miliony testów, ostatnio testuje się między 14-15 tysięcy osób dziennie. Dokładniejsze dane na zdjęciu poniżej. Po przylocie do Królestwa obowiązują trzy testy, pierwszy na lotnisku, drugi po pięciu dniach, ostatni po dziesięciu.
Szczepienia zaczęły się w grudniu 2020 roku
Do tej pory wykonano 514 559 szczepień, zakładając, że jedna osoba przyjmuje dwie dawki szacuje się, że zaszczepione zostało 15,7% społeczeństwa, więcej szczegółowych danych tutaj. Obecnie Bahrajn znajduje się na drugim miejscu na świecie, po Izraelu pod względem ilości wykonanych szczepień na 100 osób. W Bahrajnie obywatele i rezydenci dostają szczepienia za darmo i mogą wybierać z czterech szczepionek: Sinophram (chińska), Pfizer/BioNTech, AstraZeneca i Sputnik V (rosyjska).
Trzecia fala
Zaczęła się w połowie stycznia 2021, uważa się, że głównym jej powodem było to, że osoby, które otrzymały pierwszą dawkę szczepionki poczuły się zbyt swobodnie i przestały przestrzegać zasad dystansowania społecznego. Ponoć szczyt trzeciej fali mamy już za sobą, od 16 lutego liczba dziennych zachorowań zaczęła spadać.
Zaszczepiliśmy się rosyjskim Sputnikiem V
Ponad dwa tygodnie temu zaszczepiliśmy się rosyjską szczepionką. Mieliśmy lekkie reakcje poszczepiennie: bolała nas głowa i ramię, byliśmy zmęczeni, ja miałam nieco podwyższona temperaturę 37,4, Saqib nie. Nie mamy wyrobionej opinii na temat szczepień, więc jak to mamy w zwyczaju zdaliśmy się na los. Zarejestrowaliśmy się na wszystkie cztery szczepionki i wzięliśmy tę, która była dostępna w pierwszej kolejności. Zwyciężył pragmatyzm.
Dużo podróżujemy, odkąd poznaliśmy się w 2010 roku mieszkaliśmy w siedmiu krajach, więc jesteśmy przyzwyczajeni do rozmaitych szczepień. Szczepionkę na Covid-19 potraktowaliśmy podobnie jak tę na żółtą febrę, bez której nie wjedzie się do wielu krajów Afryki oraz Ameryki Południowej. Mamy nadzieję, że dzięki szczepionce będzie nam się łatwiej przemieszczało, szczególnie, że Bahrajn jako jeden z pierwszych krajów na świecie trzy tygodnie temu wprowadził paszporty szczepionkowe. W najbliższą sobotę dostaniemy drugą dawkę Sputnika V, a potem po dwóch tygodniach dostaniemy paszport.
A Wy zamierzacie się zaszczepić?