W połowie grudnia 2017 przeprowadziliśmy się do Beninu. Po załatwieniu różnych formalności: wiza rezydencka, znalezienie mieszkania, otworzenie konta w banku zakup motoru, dojrzeliśmy do zawierania nowych znajomości. Okazało się, że w Cotonou nie ma wielu ekspatów i nawet nasze dotychczas sprawdzone metody jak internations czy couchsurfing zawiodły. Dlatego zaczęłam szukać Polaków w Beninie w grupach podróżniczych na FB. Początkowo dostawałam wiele odpowiedzi, od rodaków w Berlinie :). Gdy uściśliłam, że chodzi o Benin w Afryce Zachodniej, zapadła cisza…
Aż tu nagle, dowiaduję się, że gdzieś w Beninie albo Togo mieszka Polka, Barbara Kwiatek. Poza pracą zawodową, prowadzi fundację EDU Afryka, która pomaga dzieciom i młodzieży, głównie z tutejszych podstawówek. Natychmiast się z nią skontaktowałam. Dwa dni później jechaliśmy już naszym nowym, jeszcze niezarejestrowanym motorem, na spotkanie do Grand Popo przy granicy z Togo.
Święto na przywitanie darczyńców z Polski
Basia zaprosiła nas na święto organizowane przez współpracującą z jej fundacją szkołę w Ewe Condji. Dzieci i nauczyciele od kilku tygodni przygotowywali się do tego, aby ugościć darczyńców z Polski. Chciały podziękować za pomoc: ubrania, buty, przybory szkolne, farby, kredki, plastelinę piłki i ich ulubione klocki. Mieszkańcy wioski, nauczyciele, zwłaszcza dzieci chcieli ugościć Polaków w najlepszy sposób, jaki nakazuje miejscowa tradycja.
Po lekcjach dzieci nie mogły się już doczekać gości, występów oraz przekazywania darów. Były śpiewy, gra na bębnach i tradycyjne tańce. Dzieci były ubrane i wymalowane wedle miejscowych zwyczajów. Tu możecie zobaczyć jeden z tańców.
Przemawiali nie tylko nauczyciele i dyrektor szkoły, ale także szef tutejszej wsi, bardzo wspierający działania EDU Afryka i czynnie angażujący się w zapewnienie dzieciom lepszych perspektyw na przyszłość. Wszyscy byli bardzo wzruszeni. Niestety nie wszystkim gościom udało się dotrzeć na czas. Część z grupy podróżujących przez Afrykę Polaków utknęła na granicy z sąsiednim Togo.
A wszystko zaczyna się od napełnienia małego brzuszka….
Zanim przeprowadziliśmy się do Beninu, słyszeliśmy, że jest on jednym z najbiedniejszych krajów Afryki Subsaharyjskiej. Dopiero, kiedy zobaczyłam, jak dzieci cieszyły się z każdego przekazywanego im drobiazgu, jeszcze głębiej zrozumiałam słowa Basi, która na stronie EDU Afryka pisze: „Tutaj wszystko nabiera szczególnej wartości”.
Po uroczystości Basia opowiedziała nam, dlaczego założyła fundację EDU Afryka:
„Ludzie w Beninie często żyją poniżej granicy ubóstwa, czasami nawet za mniej niż 1 Euro dziennie. Ceny jedzenia, wbrew pozorom, są tutaj wyższe niż w Europie. Nie mam wcale na myśli ekskluzywnych dóbr importowanych z Francji. Myślę o tym, ile trzeba zapłacić za rybę, miarkę kukurydzy, mąki maniokowej, ryżu, porcję fasoli czy cebulę. Ryż jest luksusem. Najbiedniejsi jedzą go tylko od święta. Nic dziwnego, więc, że gdy pytasz dzieci, co lubią, w odpowiedzi usłyszysz, co lubią jeść, a nie co lubią robić. Jedzenie jest dla naszych dzieci podstawową potrzebą i to bardzo często potrzebą niezaspokojoną.
Pewnego dnia poznałam bardzo smutną historię, której nie opowiem w szczegółach, bo jest tak smutna, że nikt mi nie uwierzy, że może być prawdą. Chodziło w niej o brak jedzenia, o to, że dzieci w szkole siedzą głodne, gdyż rodzice nie są w stanie dać im przed pójściem do szkoły czegokolwiek do zjedzenia. Dowiedziałam się o tym, gdy zauważyłam, że część uczniów podczas przerwy nie wychodzi z klasy albo chowa się gdzieś po kątach, bo nie mają za co zjeść jakiegokolwiek posiłku (przeważnie pierwszego tego dnia). Niektóre mają trochę odwagi lub determinacji, i proszą inne dzieci, aby się z nimi podzieliły i dostają tak zwanego „gryza”. Uświadomiłam sobie, jakie to jest smutne i okrutne, jaka to musi być męczarnia dla dziecka patrzeć, jak inne dzieci jedzą, a samemu nie miało się niczego w ustach od wczoraj. Nie mogłam pozostać obojętna. To właśnie wtedy postanowiłam zrobić, co się da, tyle, ile możliwe, aby tym pokrzywdzonym przez los dzieciom zapewnić posiłek w szkole. Tak to się zaczęło. I pięknie się rozwija. Obecnie prowadzimy dożywianie w trzech benińskich szkołach i w jednej w sąsiednim Togo. Każdego dnia ponad 60 dzieci ma zapewnione jedzenie w szkole. Już nie cierpią patrząc, jak inne dzieci jedzą. Też mają swój talerz. Pełny talerz.
Miesięczny koszt zapewniania posiłku w szkole dla jednego ucznia to równowartość 43 złotych. Dzięki temu, że EDU Afryka zapewnia dzieciom z najbiedniejszych rodzin szkolny posiłek, czasami właśnie dla tego posiłku rodzice dbają, aby dziecko chodziło do szkoły. Najważniejsze jest oczywiście, że dziecko chodzi do szkoły i nie jest głodne. Ale równie ważne, że może dzięki temu się skoncentrować na lekcjach. Szkoła jest obowiązkowa i bezpłatna. Co z tego, jeśli wydatki na śniadanie, zeszyty, długopis, czy mundurek szkolny przekraczają skromne budżety wielu rodzin? Właśnie dlatego dzieci często pozostają w domu albo przedwcześnie porzucają edukację. Poza tym wiele rodzin nie ma świadomości, że szkoła może coś w życiu ich dzieci zmienić na lepsze. Próbujemy ich przekonywać, że jest inaczej. Nasza pomoc jest więc dodatkowym motywatorem, by dzieci regularnie chodziły do szkoły.
Kolorowa szkoła
Od pewnego czasu prowadzimy również przyszkolne świetlice, nazywane przez nas KOLOROWĄ SZKOŁĄ. Malujemy, rysujemy, lepimy, wycinamy, przeglądamy książeczki. Czasami oglądami filmiki na moim telefonie i budujemy z klocków. Mamy grupę świetnych, kreatywnych dzieciaków, które często dopiero podczas tych zajęć nabierają odwagi. Mają poczucie, że coś od początku do końca zależy wyłącznie od nich i na końcu jest sukces. Powstają wspaniałe rysunki, fajne rzeczy z klocków i z sukcesem udaje się składać puzzle. Przy okazji rozwijają się: spostrzegawczość, zdolność koncentracji i zdolności manualne. A co najważniejsze, dzieciaki nabywają poczucia, do tej pory im obcego, że są wspaniali. To wszystko przekłada się potem na powstawanie poczucia własnej wartości i wiary we własne siły. To procentuje podczas zajęć szkolnych. Dzieci zaczynają chętniej chodzić do szkoły, czują się ważne, wyjątkowe i lepiej się uczą. Robimy to wszystko, bo chcemy, żeby chodziły do szkoły jak najdłużej. Dbamy, aby potem kontynuowały naukę w liceum, by uczyły się zawodu. Wierzymy, że będzie im dzięki temu łatwiej znaleźć pracę, a to pozwoli żyć lepiej im samym i ich rodzinom.
Bardzo wrażliwa równowaga
Mieszkająca od pięciu lat w Beninie Basia dobrze zna miejscową kulturę i mentalność. Doskonale wie jak udzielać pomocy najbardziej potrzebującym jednocześnie nie obrażając ich uczuć.
„Benińczycy – mówi Basia – są narodem dumnym, nawe, jeśli żyją w bardzo skromnie, nie czują się od nikogo ani gorsi, ani słabsi. Prawie nigdy sami nie proszą o pomoc. Starają się nie ranić innych i są bardzo mili. Nie dają po sobie poznać, co myślą. Ale dają szansę, dają czas i obserwują. Obserwują, aby sprawdzić, czy nie jest się przypadkiem „kolejnym yovo” (białym człowiekiem), który przyjechał aby zrobić kilka fajnych zdjęć, pogadać o tym „co tutaj można zrobić, aby zmienić ich ciężkie życie” albo co gorsza, traktować ludzi protekcjonalnie. Hahaha!
Dzięki temu, że zawsze traktowałam lokalnych mieszkańców jako partnerów w naszych działaniach, czuli mój szacunek i chęć bycia częścią ich społeczności, zyskałam ich zaufanie. Cały czas zachowują pokorę. Doskonale wiem, że jednym błędnym ruchem mogę to wszystko stracić.”
Wyposażanie szkół w „MOBILNE KRANIKI”
Zwykle woda w szkole pochodzi ze studni, o ile taka jest, lub jest przynoszona z zewnątrz, czasem z daleka, na głowach w miskach i wiadrach. Woda z kranu jest bardzo limitowana. Ta z kranu służy wyłącznie do picia. Poza tym wodociąg jest tylko w bardzo nielicznych szkołach. Woda w Afryce jest dużo droższa niż w Polsce, dlatego większość publicznych kranów zabezpieczona jest kłódką. Dzięki mobilnym kranikom fundacja stara się poprawiać warunki sanitarne w szkołach. Uczymy dzieci, że regularne mycie rąk mydłem i bieżącą wodą nie tylko przed posiłkami zmniejsza ryzyko zachorowania na cholerę, dur brzuszny i przeróżne tropikalne zatrucia pokarmowe. Zużytą do mycia rąk wodę wykorzystuje się potem do podlewania roślin ozdobnych. Dzieci nabierają dobrych nawyków. Koszt jednej przenośnej umywalki to równowartość 50 złotych. Do tego dochodzi koszt mydła, około 20 złotych miesięcznie na każdą szkołę.
Jeśli chcielibyście pomóc
Możecie zostać darczyńcą albo wziąć pod opiekę ucznia, zapewniając mu posiłek, kontaktujcie się bezpośrednio z Basią (przez Facebook tutaj albo przez stronę EDU Afryka tutaj).
Wraz z dyrektorami szkół i przedstawicielami rodziców, EDU Afryka sprawuje kontrolę nad akcją dożywiania uczniów. Rozliczenia odbywają się bezpośrednio z paniami, które przygotowują i sprzedają posiłki. Ani uczniowie, ani dyrektorzy szkół nie dostają pieniędzy do ręki. Pomoc trafia wprost do najbardziej potrzebujących dzieci znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji socjalnej. My też postaramy się wspierać i promować działalność fundacji EDU Afryka. Zamierzamy przeprowadzić w szkole kilka lekcji angielskiego.
Jeśli interesujecie się Afryką, zapraszamy grupy na Facebooku – Podróżnicy – Afryka Subsaharyjska.
Inne teksty o Afryce: „Nasz spontaniczny ślub w Tanzanii” oraz wpis gościnny „A może by tak ślub w Republice Południowej Afryki?” (Agnieszka Malonik)
Zdjęcia w tekście są naszego autorstwa, a niektóre z zasobów Basi (zrobione przez Janka z Rok na Gapę).
[mc4wp_form id=”497″]