Na pytanie czy polecam Wietnam, odpowiedź mam jedną: TAK! (Arek Bielak)

Azja Południowo-Wschodnia skradła moje serce (Arek Bielak)

Mniej więcej 3 lata temu natknąłem się na Skok w Bok Blog  prowadzony przez naszego rodaka, który postanowił rzucić pracę w korporacji w Polsce, żeby rozpocząć karierę nauczyciela w Tajlandii. Wydało mi się to całkiem ciekawym pomysłem na życie. Podążyłem za jego radą i przed podjęciem decyzji o przeprowadzce do oddalonego o kilka tysięcy kilometrów kraju, najpierw wybrałem się tam turystycznie. I tak po kilku miesiącach byłem już na dwutygodniowych wakacjach w Tajlandii, żeby sprawdzić czy jest to miejsce dla mnie. Muszę przyznać, że Azja Południowo-Wschodnia skradła moje serce.

 Wolontariat w Kambodży

Po pierwszej wizycie w Tajlandii, na około rok wróciłem w rodzinne strony. Po czym  wyruszyłem do krainy uśmiechu, Buddy oraz Angkor Wat, czyli sąsiadującej z Tajlandią Kambodży. Tym razem cały urlop zdecydowałem się spędzić ucząc angielskiego jako wolontariusz w położonej we wschodniej części tego kraju wsi. Pracowałem niedaleko miasteczka Kratie słynnego z tego, że zamieszkują tam też jedne z niewielu na świecie słodkowodnych delfinów. Do dziś miesiąc spędzony w Kambodży wspominam jako jedno z najmilszych doświadczeń, choć w zamian za lekcje nie otrzymywaliśmy właściwie nic, nawet posiłki opłacaliśmy sobie sami. Lecz jako wynagrodzenie w zupełności wystarczała nam ogromna satysfakcja z pracy, bo wiedzieliśmy, że dzieciaki, które uczyliśmy, pochodziły z naprawdę biednych rodzin, a szkoła,gdzie pracowaliśmy była całkowicie bezpłatna. Czas spędzony w Kambodży to też cudowne chwile podczas tamtejszego „Khmer New Year”, co oznaczało tydzień lania wody na ogromną skalę oraz imprez w świątyniach przy płynącej z głośników muzyce (coś w rodzaju techno). A że za techno nie przepadam, to na trzeźwo tego znieść nie mogłem… 🙂

Wracając jednak do sedna sprawy…

Na pytanie czy polecam Wietnam, odpowiedź mam jedną: TAK! (Arek Bielak)

Do Wietnamu, już z biletem w jedną stronę, trafiłem w sierpniu 2017 roku.  Oszczędności wiele nie miałem, mój angielski oscylował między poziomem B2 i C1, przyozdobiony pięknym polskim akcentem (już przywykłem do wszechobecnego pytania „Are you from Russia?”). Dzięki najtańszemu z możliwych kursów TEFL online, uzyskałem certyfikat potwierdzający moje umiejętności pedagogiczne.

Po raz kolejny zacząłem jako wolontariusz, używając strony Workaway. Najpierw trafiłem do Vinh Bao, następnie do Phu Tho, by ostatecznie znaleźć się w Ha Long (gdzie potem znalazłem pracę, ale o tym później). Było to kilka wspaniałych miesięcy zamieszkiwania pod jednym dachem z Wietnamczykami, poznawania kultury, wspólnych posiłków i imprez.

Co do Wietnamczyków, to bardzo sympatyczni, pomocni i gościnni ludzie. Żyjąc tu wielokrotnie jest się zapraszanym na wspólne kolacje, zazwyczaj zakrapiane czymś zwanym w naszej kulturze winem ryżowym – chociaż w rzeczywistości trunek ten zawiera w sobie troszkę więcej mocy.

W tym czasie dane mi było uczyć w publicznej podstawówce na prowincji, uczestniczyć w kilku weselach oraz polowaniu na myszy. Złapaliśmy ich 9 wraz z jednym schwytanym gołymi rękoma wężem (moją rolą było trzymanie jednego z worków na myszy :). Po polowaniu, myszy i wąż zostały ugotowane w tradycyjny wietnamski sposób. Myszy zjadłem. Uczestniczyłem też w rodzinnej uroczystości ku czci przodków w specjalnie wybudowanej ku temu kaplicy. W Wietnamie przy okazji wolontariatów można spodziewać się dachu nad głową oraz przynajmniej częściowego wyżywienia.

Nie oczekujcie zbyt wiele po małych centrach

Po kilku miesiącach spędzonych na niesieniu kaganka oświaty na wietnamskiej prowincji, może nie serce, ale portfel podpowiedział, że czas znaleźć pracę. I ta pojawiła się szybko i po znajomości, co w Wietnamie jest powszechnym zjawiskiem. Rozmowa kwalifikacyjna była właściwie formalnością, nic nie zostało sprawdzone. Z drugiej strony poza podstawową stawką, która relatywnie nie była wygórowana, zostało mi zagwarantowane wiele rzeczy, takich jak darmowe zakwaterowanie, dofinansowanie do wyżywienia oraz minimum 70 godzin nauczania w miesiącu. Żadna z tych obietnic nie została dotrzymana, ale tak to właśnie wygląda w mniejszych centrach językowych. Dodać do tego można brak kontraktu oraz fakt, że na mojej wizie widnieje „biznesmen zatrudniony w firmie budowlanej”.

Muszę dodać, że w drugim miejscu, w którym uczę wszystko jest w porządku i nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Tu mała dygresja, dla osób z kompleksem non-native speakera, ostatnio zaoferowano mi przejęcie klasy Amerykanina, ponieważ uczniowie stwierdzili, że jego lekcje są nudne.

Żeby zamknąć temat małych centrów pamiętajcie o tym, że tego typu instytucje lubią odwoływać zajęcia, szczególnie w czasie wietnamskiego nowego roku Tet, który może przypadać w styczniu albo lutym. Przy braku odpowiedniego kontraktu nikt Wam za te stracone godziny nie zapłaci. Trzeba być wyczulonym na częste przekręty w mniej renomowanych szkołach. Czasem zdarza się, że niektózy nauczyciele nie dostają wypłat na czas.

 Życie ekspaty w Wietnamie

Jako, że życie to nie tylko praca, czas na kilka słów o tutejszej egzystencji. Jest na pewno inaczej niż w Polsce, ale do tego już chyba przywykłem po prawie roku spędzonym w Azj. Rzadko jadam w droższych, zachodnich restauracjach, ale jeśli mi się już zdarzy, instynktownie sięgam po pałeczki. Przekonałem się, że istnieje życie bez pralki, a także, że MOŻNA jeść ryż 3 razy dziennie! Co do jedzenia jest ono tanie, zazwyczaj za obfity posiłek płacę 30 000 Dong (1,5 dolara). Z powodu białej skóry czasem trzeba zapłacić troszkę więcej za miseczkę pho (tutejszej zupy), ale przecież z tego samego powodu zarabiamy lepiej, więc jest to niejako uczciwy układ. Ja w każdym razie mogę z tym żyć. Tak samo jest z zakwaterowaniem, miesięczny koszt brutto za kawalerkę wynosi 130 dolarów. Do powszechnych zjawisk należą wszechobecne szczury i karaluchy, także w domu:).

Na pytanie czy polecam Wietnam, odpowiedź mam jedną: TAK! (Arek Bielak)

Tyle o Wietnamie. Mam zamiar spędzić tu jeszcze trochę czasu, ale wkrótce chciałbym zmienić pracę. Noszę się z zamiarem nauczania w podstawówce na prowincji, a więc, w pewnym sensie, byłby to dla mnie powrót do tego co robiłem na początku. A na później żadnych konkretnych planów nie mam.

Na pytanie czy polecam Wietnam, odpowiedź mam jedną: TAK! Należy jednak pamiętać, że każdy ma swój Wietnam, bo po pierwsze każdy jest inny, a poza tym wiele zależy od szczęścia i kwalifikacji. Ale najbardziej podoba mi się w Wietnamie to, że znajdzie się tu miejsce dla każdego, zarówno mniej wykwalifikowanych jak i bardzo doświadczonych nauczycieli. Jeśli nie jesteście pewni, czy Wietnam jest dla Was, to przyjedźcie sprawdzić. Bo na pewno nie przekonacie się siedząc w domu!

PS: Korzystając z okazji chciałbym podziękować Zarzadowi Firmy Alwis & Secura, który znacząco ułatwił mi przeżycie pierwszych miesięcy w Azji. Oficjalnie proszę, więc o wychylenie symbolicznego głębszego za moje zdrowie, bo w stronach, w których obecnie przebywam, bardzo mi się ono przyda! 🙂

Chcielibyście zamieszkać w Wietnamie? Napiszcie w komentarzach! Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej na temat uczenia na świecie, zapraszamy do naszej grupy: Nauczyciele angielskiego (i nie tylko) za granicą

Inne artykuły z cyklu o uczeniu za granicą:

ZRÓB CELTĘ I ZWIEDZAJ ŚWIAT!

JAK ZROBIĆ CELTĘ BEZ STRESU? 

Uczę niemieckiego w Meksyku (Magdalena Surowiec)

O uczeniu angielskiego w Brazylii, futbolu, stekach oraz mrożonym piwie opowiada Mariusz Korus

Wyjazd do Meksyku to najcudowniejsze, co mnie spotkało! (Gabriela Głogowska)

O tym jak uczyłam angielskiego w Wietnamie

Jak zostałam nauczycielką muzyki w Emiratach (Magda Marcinkowska)

Siedem powodów, żeby pozbyć się kompleksu non-native speakera

Jak znaleźć pierwszą pracę jako nauczyciel angielskiego za granicą?

Jak znalazłam pracę w szkole językowej w Wietnamie

O tym jak uczyłam angielskiego w Arabii Saudyjskiej

error: Treść jest chroniona !!