Trzy lata uczyłam legalnie angielskiego w renomowanej szkole w Hanoi w Wietnamie. Doświadczenie to pomogło mi potem w znalezieniu pracy w szkołach językowych w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Jak już pisałam w tekście Jak znaleźć pierwszą pracę jako nauczyciel angielskiego za granicą? Azja Południowo – Wschodnia, a szczególnie Wietnam jest jednym z najlepszych krajów, żeby zacząć karierę nauczyciela angielskiego przez non-native speakera. Ten artykuł dotyczy tylko legalnego zatrudnienia w Wietnamie.
Legalna praca – wymagania i kwalifikacje
Pracowałam trzy lata w Apollo English, które wtedy było związane z siecią szkół International House. Żeby dla nich pracować, należało spełnić następujące warunki: mieć uprawnienia do uczenia angielskiego (preferowano Celtę albo CertTESOL) oraz posiadać wyższe wykształcenie. Oryginalny dyplom przed wyjazdem za granicę lepiej zalegalizować w MSZcie i ambasadzie Wietnamu. Musicie też zrobić tłumaczenie przysięgłe na angielski. W Wietnamie trzeba też przedstawić zaświadczenie o niekaralności z Polski (oraz tłumaczenie przysięgłe na angielski). Zaświdczenie nie może być starsze niż trzy miesiące. Po przyjeździe trzeba poddać się obowiązkowym badaniom lekarskim: krew (choroby weneryczne i HIV) i rentgen (gruźlica).
Więcej na temat kwalifikacji dowiecie się tutaj „Zrób Cetę i zwiedzaj świat!” , „Jak zrobić Celtę bez stresu?” oraz„Jestem magistrem anglistyki. Dlaczego zrobiłam CELTĘ w Londynie?”. „Dzięki CertTESOL uczę angielskiego w Tajlandii”.
Najłatwiej znaleźć pracę na miejscu
Była to moja pierwsza praca za granicą, bez żadnego doświadczenia po Celcie. Miałam jednak tę przewagę nad innymi kandydatami, że w czasie ubiegania się o pracę byłam w Wietnamie i pracodawca nie musiał ponosić kosztów mojej podróży. O tym jak dostałam tę pracę możecie przeczytać w „Jak znalazłam pracę w szkole językowej w Wietnamie?”.
Konkurencja o pracę w renomowanych szkołąch zawsze była duża, ale kwalifikacje takie jak CELTA dadzą Wam przewagę nad innymi kandydatami. Więcej na ten temat we wpisie gościnnym Michała, który uczył legalnie w Gruzji, Chinach, Kazachstanie i Rosji „CELTA – bo za granicę warto wziąć ze sobą więcej niż białe lico”.
Dlaczego warto pracować legalnie?
Jeśli wiążecie swoją przyszłość z uczeniem angielskiego, warto zainwestować w odpowiednie kwalifikacje. A jeśli nadal nie dowierzacie w swoje siły ze zwględu na to, że nie urodziliście się w kraju angielskojęzycznym przeczytajcie „Siedem powodów, żeby pozbyć się kompleksu non-native speakera”.
Najważniejszym powodem jest fakt, że dla renomowanych szkół doświadczenie przed Celtą się nie liczy. Dostałam ostatnio kilka maili od osób, które sporo lat uczyły angielskiego w różnych krajach azjatyckich bez kwalifikacji, a teraz chciały przenieść się na Bliski Wschód. Miały wiele lat doświadczenia, które niestety nie zostało uznane, bo w Dubaju czy Arabii Saudyjskiej panują bardzo sztywne zasady. Wszystkie uprawnienia i dokumenty weryfikowane są aż do bólu, a poprzeczka postawiona jest wysoko ze względu na dużą konkurencję. Moje doświadczenia z pracy w Arabii Saudyjskiej opisałam tutaj.
Dlatego nie opłaca się tracić czasu na zdobywanie bezwartościowego doświadczenia pracując nielegalnie i bez kwalifikacji. Chyba, że nie zamierzacie uczyć nigdzie poza Azją.
Problemy z pracą na nielegalu
Osoby oferujące nielegalną pracę często okazują się oszustami. Czują się bezkarni, bo jako nielegalnie zatrudnieni obcokrajowcy jesteście na przegranej pozycji. Ostatnio częste są przypadki, że nieuczciwi pracodawcy wypłacają pensje z dużym opóźnieniem, czasem nawet wcale. Albo zapewniają zbyt małą liczbę godzin tygodniowo, a najczęściej niczego w ogóle nie gwarantują. Po co się na to wszystko narażać?
Kontrakty i płace
Kiedy zaczynałam w 2009 roku mój pierwszy sześciomiesięczny kontrakt, zarabiałam nieco ponad 1400 USD brutto (podatek 20%). Szkoła pokrywała koszty ubezpieczenia zdrowotnego, ale tylko w razie hospitalizacji, co zresztą bardzo mi się przydało, kiedy potrącił mnie motor i musiałam spędzić noc w szpitalu. Bez ubezpieczenia kosztowałoby mnie to 1500 USD.
Szkoła pokryła także koszty moich wiz i załatwiła wszystkie sprawy związane z legalizacją pobytu. Było to bardzo wygodne, jedyne co musiałam zrobić to przekazać im moje dokumenty. Najpierw dostałam kilka wiz na pół roku, a ostatnią na rok.
Dużym minusem był brak płatnego urlopu, zaletą natomiast możliwość robienia dodatkowych kursów i kwalifikacji. Miałam dzięki temu okazję zrobić IH Certificate in Teaching Young Learners and Teenagers, który potem bardzo mi się przydał. Poza tym regularnie organizowane były warsztaty dokształcające.
Moja pensja zwiększała się wraz z nabywanym doświadczeniem. Pod koniec mojego pobytu w Wietnamie w 2012 zarabiałam 1700 USD brutto. Teraz podobno płace wzrosły i za kontrakt full-time można oczekiwać około 1900 USD, ale domyślam się, że dużo zależy od szkoły. Jeśli wolicie pracować na godziny, to stawka godzinowa wynosi około 20 USD. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj „Rady i przestrogi dotyczące zagranicznych kontraktów dla nauczycieli angielskiego”.
Koszty utrzymania
Zarobki pozwalały mi na przyjemny styl życia. Jadałam głównie w restauracjach i choć niczego sobie nie odmawiałam, na koncie zbierały się oszczędności.
Na czynsz wydacie co najmniej 300 USD miesięcznie, na inne wydatki ( w tym jedzenie i wyjścia do lokalnych restauracji) wystarczy 200 USD. Wynajęcie skutera to jakieś 40 – 50 dolarów miesięcznie, półautomatyczne są tańsze niż automatyczne. Więcej o aktualnych cenach można dowiedzieć się tutaj, a kurs wietnamskiego donga jest tutaj.
British Council płaci lepiej, około 2500 USD miesięcznie. Do tego płatny urlop, pełne ubezpieczenie zdrowotne i przeloty na początku i na zakończenie kontraktu. Jeszcze lepiej zarabia się na uniwersytetach, ale wtedy trzeba mieć co najmniej Deltę albo magistra w TESOL. Na uniwersytetach ciężej jest też przebić się non-native speakerom.
Rozkład zajęć / uczenie dorosłych i dzieci
Na pełny etat uczyłam dwadzieścia dwie godziny w tygodniu, z czego dwanaście to były zajęcia z dziećmi i młodzieżą, a pozostałe dziesięć – dorośli. CELTA nie przygotowuje do uczenia dzieci, więc z początku musiałam improwizować i obserwować bardziej doświadczonych nauczycieli.
Nasze weekendy nie przypadały w soboty i niedziele, gdyż były to dla nas najpracowitsze dni, kiedy uczyliśmy po sześć godzin dziennie. Pod koniec dnia byliśmy wykończeni.
W tygodniu natomiast uczyliśmy od 17:00 do 22:00. Dopiero po kilku miesiącach zdecydowałam się na uczenie tak zwanych „kindy classes”, czyli dzieci od 4-6 lat. Nie wszyscy nauczyciele się na nie decydowali, ale dla mnie była to świetna zabawa. Zwłaszcza, że wietnamskie dzieci są przeurocze i znacznie bardziej zdyscyplinowane niż w Europie. Na dodatek w „kindy” klasach na dwanaścioro uczniów przypadał jeden nauczyciel i dwie asystentki. W klasach ze starszymi dziećmi było 18 uczniów i jedna asystentka. Początkującym klasom dla dorosłych też towarzyszyła jedna asystentka, żeby w razie kłopotów tłumaczyć, choć rzadko się z tego korzystało.
Uczniowie
Nauczyciele cieszą się w Wietnamie dużym poważaniem, więc nie doświadcza się żadnych problemów, jak na przykład na Bliskim Wschodzie, gdzie nauczyciele nie zawsze traktowani są z szacunkiem. Szczególnie, jeśli kobiety uczą mężczyzn.
Wietnamczycy na północy są mniej wylewni od ich rodaków z południa. Z początku zanim uczniowie przyzwyczają się do nowego nauczyciela, mogą wydawać się cisi i nieśmiali, ale z czasem nabierają pewności siebie.
Rzadko się zdarza, żeby zwrócili się wprost do nauczyciela, jeśli nie podoba im się kurs. Aby uniknąć nieprzyjemnej sytuacji i „utraty twarzy”, czyli zawstydzenia i negatywnych emocji, uczniowie wolą zgłaszać oficjalne zażalenia bezpośrednio do przełożonych. Na szczęście mnie to się nigdy nie przytrafiło, ale był to w szkole duży problem. Jeśli uczeń złoży formalne zażalenie, nauczyciel jest obserwowany i jeśli w ciągu dwóch obserwacji nie zrobi postępów, może stracić pracę.
Sajgon czy Hanoi?
Non-native speakerom bez doświadczenia łatwiej załapać się w renomowanej szkole w Hanoi, ponieważ na pierwszy rzut oka wydaje się ono mniej atrakcyjne od Sajgonu. Dlatego mniej nauczycieli chce tu pracować.
Ze względów historycznych mieszkańcy Sajgonu mieli więcej styczności z Amerykanami, ich poziom angielskiego jest wyższy niż na północy. Jest to jeszcze jeden powód, dla którego w Ho Chi Minh preferowani są native speakerzy. Choć klimat w Hanoi jest czasem trudny do wytrzymania i nie ma tu aż tylu rozrywek, co w Sajgonie, stolica Wietnamu jest niezmiernie urokliwa i dobrze się w niej mieszka.
Jeśli macie pytania, byłoby świetnie gdybyście zamiast pisać do mnie na priv, umieścili je w komentarzach tak, żeby wszyscy zainteresowani mogli skorzystać z naszej dyskusji. Oczywiście jest to tylko sugestia i jeśli wolicie, piszcie maile.
Jeśli pracujecie albo pracowaliście w Wietnamie i chcielibyście się podzielić doświadczeniami, zapraszamy do wpisów gościnnych. Więcej na temat uczenia na świecie, znajdziecie w grupie: Nauczyciele angielskiego (i nie tylko) za granicą
Inne artykuły z cyklu o uczeniu za granicą:
Jedziesz uczyć angielskiego do Anglii?! (Dominika Bulińska)
O uczeniu angielskiego w Brazylii, futbolu, stekach oraz mrożonym piwie opowiada Mariusz Korus
Jak zostałam nauczycielką muzyki w Emiratach (Magda Marcinkowska)
Siedem powodów, żeby pozbyć się kompleksu non-native speakera
CELTA – bo za granicę warto wziąć ze sobą więcej niż białe lico (Michał Juriusz Jenot)
Azja Południowo-Wschodnia skradła moje serce (Arek Bielak)
Wyjazd do Meksyku to najcudowniejsze, co mnie spotkało! (Gabriela Głogowska)
CELTA – bo za granicę warto wziąć ze sobą więcej niż białe lico (Michał Juriusz Pieróg)
Jestem magistrem anglistyki. Dlaczego zrobiłam CELTĘ w Londynie? (Patrycja Byrska)
Jak znaleźć pierwszą pracę jako nauczyciel angielskiego za granicą?
Jak znalazłam pracę w szkole językowej w Wietnamie
O tym jak uczyłam angielskiego w Arabii Saudyjskiej
Uczę niemieckiego w Meksyku (Magdalena Surowiec)
[mc4wp_form id=”497″]