Rok temu przeprowadziliśmy się z Afryki Zachodniej na Półwysep Arabski. Benin i Bahrajn – trudno wyobrazić sobie jaskrawszy kontrast. Na dodatek po ponad dwóch latach przerwy wróciłam do pracy. Zaabsorbowani budowaniem nowego życia, nie spostrzegliśmy, że od przeprowadzki minął rok. Zupełnie jakby nasza planeta tym razem okrążyła słońce z prędkością światła!
Znów kończy się Ramadan, z tym, że z powodu pandemicznych restrykcji dla ekspatów przebiega niemal niezauważony. Normalnie największą zmianą w czasie tego miesiąca jest to, że sklepy i restauracje otwierane są dopiero późnym popołudniem lub po zachodzie słońca. Jedzenie z restauracji nadal tylko na wynos, sklepy zostały otwarte na dwa tygodnie i za kilka dni znowu zostaną zamknięte do odwołania. Więc paradoksalnie czujemy się jakby Ramadan trwał od początku marca lub jakby w ogóle go nie było. Więcej na temat tego miesiąca dowiecie się tutaj Ramadan w Arabii Saudyjskiej.
Można doszukać się pewnych podobieństw między Beninem i Bahrajnem. Oba państwa są nieduże i mało znane, więc równie często odpowiadamy na pytanie, a gdzie to właściwie jest?
Królestwo Bahrajnu
to mała wyspa obok Arabii Saudyjskiej. Znajduje się w czołówce krajów polecanych do życia przez ekspatów. A to dlatego, że Bahrajn, podobnie jak Oman, cieszy się największą swobodą obyczajową wśród krajów Półwyspu Arabskiego. Nie minę się zbytnio z prawdą mówiąc, że Bahrańczycy są niezwykle zrelaksowanym i przyjacielskim narodem. W odróżnieniu od Dubaju, nikomu się tu donikąd nie spieszy, dni toczą się niespiesznym rytmem. Wyspa jest mała i choć czasem utknie się w korku, to zazwyczaj wszędzie można dojechać w pół godziny. Dodam tylko, że dla znajomych Bahrańczyków z mojej pracy ponad dwadzieścia minut w samochodzie jest, już globtroterską wyprawą. Od czasu przybycia na wyspę koronawirusa jesteśmy bliscy osiągniecia zupełnego bezruchu.
Figiel losu
Zupełnym przypadkiem po dwóch latach w Afryce Zachodniej (kilku miesiącach w Nigerii i ponad roku w Beninie), jak bumerang wróciliśmy prawie dokładnie w to samo miejsce, z którego wyjechaliśmy w 2017 roku. Od Khobaru, miasta w Arabii Saudyjskiej, gdzie wcześniej mieszkaliśmy, dzieli nas teraz pięćdziesiąt kilometrów, z czego dwadzieścia pięć wiedzie malowniczym mostem. Więcej o życiu w Arabii tutaj Nasze życie w Arabii Saudyjskiej było interesujące, przyjemne i bezpieczne.
Dostatek bez wybujałego konsumpcjonizmu
Jedną z rzeczy, którą najbardziej cenię w Bahrajnie, to niespotykana, jak na ten region, powściągliwość w podejściu do wydawania pieniędzy. Status materialny nie jest tu podstawowym wyznacznikiem szczęścia, jak w Arabii i Dubaju. Mamy tu kilka efektownych wieżowców, ale przeważa niska zabudowa. Bahrańczycy nie stawiają na blichtr, nie czują potrzeby imponowania bogactwem. Może dlatego, że są nieco mniej zamożni od sąsiadów, a może po prostu mają inne priorytety. Trudno znaleźć dokładne dane, lecz szacuje się, że około 60 – 70% Bahrańczyków to szyici, natomiast rodzina królewska oraz rząd – sunnici.
Szybko się zadomowiliśmy
Przed przeprowadzką do Bahrajnu mieszkaliśmy razem w sześciu krajach, a zanim się poznaliśmy każde z nas mieszkało jeszcze w kilku innych. Dlatego instalowanie się w nowym kraju przychodzi nam dość łatwo. Spokojnie, krok po kroku załatwimy formalności, które wszędzie wyglądają mniej więcej podobnie. Zaczyna się od wynajęcia mieszkania, bo bez adresu nie można dostać karty pobytu, a bez niej, z kolei, nie da się otworzyć konta w banku ani kupić samochodu.
Dzięki blogowaniu obznajomiłam się z grupami na Facebooku, więc wkrótce po przyjeździe zapytałam w grupie „Polacy w Bahrajnie” o zaufanego agenta nieruchomości. Od razu napisała do nas pracująca w tej branży Polka. Ewa pomogła nam znaleźć pierwsze mieszkanie na dwudziestym piętrze wieżowca. Pół roku później, gdy zatęskniłam za czymś bliżej ziemi, ponownie skorzystaliśmy z jej usług.
Przeprowadzka z rodzinnego hotelu przy nieutwardzonej drodze w Cotonou w Beninie na dwudzieste piętro lśniącego nowością wieżowca może przyprawić o zawrót głowy nawet jeśli nie cierpi się na lęk wysokości.
Zmiana jest tak olbrzymia, że aż trudna do ogarnięcia. Jedna planeta, a tyle światów. W Beninie życie toczy się na ulicach, w Bahrajnie w klimatyzowanych, sterylnie czystych budynkach. Przez jakiś czas brakowało mi benińskiego kolorytu i gwaru. Inne rzeczy pożegnałam z ulgą, przede wszystkim nieustające zagrożenie malarią i ludzi beztrosko załatwiających potrzeby fizjologiczne na ulicach i plażach.
Obecnie, jak większość świata, pracujemy z domu i zastanawiamy się, jak będzie wyglądał świat po pandemii. Wkrótce napiszemy więcej na temat Bahrajnu, do zobaczenia!
Autrem zdjęć Bahrajnu jest Srikanth Mani, kolega z pracy Saqiba. Bardzo dziękujemy za zgodę na ich opublikowanie! Więcej jego fotografii możecie zobaczyć na Instagramie.
Polecamy:
Malaria jest jak żywioł, podchodźmy do niej z pokorą!
Osiem najczęściej zadawanych pytań na temat Dubaju.
Nasze życie w Arabii Saudyjskiej było interesujące, przyjemne i bezpieczne
Nasz spontaniczny ślub w Tanzanii
Rozmowa o związkach międzykulturowych i tolerancji
Siedem powodów, żeby pozbyć się kompleksu non-native speakera
Rozmowa o związkach międzykulturowych i tolerancji
Ramadan w Arabii Saudyjskiej, czyli dlaczego post skutkuje przybieraniem na wadze
Jak znalazłam pracę w szkole językowej w Wietnamie
O podróżach i o tym że życie jest szukaniem
[mc4wp_form id=”497″]